„Jestem padnięta!” wykrzyczała w duchu opadając na łóżko w
swoim ciemnym już pokoju. Jassie strasznie wymęczyła mnie tymi „zakupami”.
Chodziłyśmy tyle godzin, a nic nie kupiłyśmy. Oparłam się na swoich łokciach i
spojrzałam w sufit. Był jak zwykle, lekko błękitny z odcieniem szarości. W
sumie to co miało by się w nim zmienić? Byłam już wykąpana więc mogłam się
położyć spać. Wtuliłam się w poduszkę i okryłam się kołdrą by zasnąć wygodnie,
i w cieple.
- Muszę jechać jak najszybciej do domu!- już prawie zasnęłam
lecz obudziła mnie wbiegając z krzykiem Jassie- Choroba Jimmy’ego się
pogorszyła. Muszę jechać i pomóc mamię- podeszła szybko do mnie i ucałowała mój
policzek- Będę za kilka dni… najpóźniej za tydzień- dodała po krótkim namyśle.
Wybiegła z pokoju i nawet nie zdążyłam nic powiedzieć.
Tylko co z Jimmy’em? Przecież wszystko było dobrze? No dobra
nie będę się martwić na zapas, ale to jednak troszkę dziwne. Wróciłam do
poprzedniej czynności, a mianowicie znów próbowałam zasnąć. Nie minęło może pięć
minut, a zbudził mnie dźwięk dostarczanej wiadomości w telefonie. Sięgnęłam po
czarną komórkę leżącą na nocnym stoliku obok łóżka. Spojrzałam na ekran i ukazała mi się
wiadomość od Nialla.
„Jadę do domu, chłopaki tak samo. Widzimy się niebawem! Mam
nadzieje, że nie będziecie się nudzić ? Wracamy za kilka dni : )”
Szybko odpisałam mu, że będziemy się świetnie bawić.
Czyli zostałam sama ? Może i będę się bawić, ale samotnie
przed telewizorem.
Po raz już chyba trzeci położyłam się wygodnie. Teraz już mi
nikt nie przeszkodzi… prócz moich myśli. Znów mnie wzięło na filozofowanie.
Uświadomiłam sobie, że mimo tej znajomości z pięcioma totalnymi idiotami- w
dobrym tego słowa znaczeniu, to moje życie jest nudne i monotonne.
Mogło by się coś
dziać. Chcę w końcu poczuć, że żyje! Póki nie poszłam jeszcze na studia, a
może?- pomyślałam inaczej- Tak teoretycznie… nie pójdę na nie w ogóle i będę
bawić się na całego? Nie, nie i jeszcze raz nie! Studia są ważne. Przecież z
tym wiąże się moja przyszłość! Dobrze już chyba starczy tych przemyśleń. Za
bardzo kłócę się sama ze sobą.
Ogarnęłam swoje myśli i udało mi się jakoś zasnąć. Nie
spałam długo bo obudził mnie dzwonek mojego telefonu. „czy ja kiedykolwiek się
wyśpię?” pomyślałam sięgając po komórkę, nacisnęłam zieloną słuchawkę i
przyłożyłam go do ucha
- Tak słucham?- zapytałam grzecznie mimo, że była bardzo
wściekła.
- Czy rozmawiam z panią Endeslly Johnson ?
- Tak, a o co chodzi?- zapytałam po chwili ziewając.
- Obawiam się, że nie mam dla Pani złych wieści.
- Przepraszam nie chce być nie miła, ale jest środek nocy-
spojrzałam na zegarek by upewnić się czy dobrze mówię. Zegar wskazywał godzinę
około drugiej.- czy mogła by Pani przejść do konkretów?- dokończyłam
- Chodzi o Panią Jassie Jackson- nie pozwoliłam jej
dokończyć gdyż na imię siostry zaczęłam się denerwować i szybko pytać
- Co z nią? O co chodzi? O czym Pani mówi!?
- Jassie miała wypadek…
- Jak to? To nie możliwe!
Zakręciło mi się w głowie. To było dziwne uczucie… nie
widziałam jak mam się zachować. Przecież już raz miałam taką sytuacje. Wtedy
było to jak dowiedziałam się o chorobie Lucy. W gardle pojawiła się dziwna gula
nie pozwalająca wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ręce trzęsły mi się
przeraźliwie jakby przed chwilą poraził mnie prąd.
- Co z nią ? –
powtórzyłam swoje pytanie.
- Niestety nie mogę udzielić Pani żadnych informacji przez
telefon. Prosiłabym o jak najszybszy przyjazd do szpitala.
- Który to szpital? – zapytałam bez wahania.
- Świętego Piotra przy Midlle street.
- Będę jak najszybciej!
Nie słyszałam reakcji bo rozłączyłam się szybko i pobiegłam
ubrać się w jakikolwiek dres. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy Jass i
zbiegłam na dół. Zakładając buty doszło do mnie, że sama sobie nie poradzę. Bo
niby jak mam tam dojechać? Zrezygnowana opadłam na podłogę. Czułam się dziwnie.
Nie potrafię nazwać tego uczucia. Czułam, że ją właśnie zawodzę! „Przecież ja
jestem jej potrzebna!” krzyczałam w duchu.
Nie minęło może pięć minut, a usłyszałam samochód
wjeżdżający na podjazd przed domem. Wyjrzałam za firankę okna i zobaczyłam
ciocię! „Dzięki Bogu!” pomyślałam wybiegając z domu.
- Endy? Co ty tu robisz?- spojrzałam w stronę nie wysokiej
szatynki o pięknych ciemno zielonych oczach.
- Musimy jechać do szpitala!
- Ale po co? Mów do rzeczy!- krzyknęła cicho, lekko już
zdenerwowana. Zdanie „Jass miała wypadek” nie przechodziło mi przez gardło. Coś
mnie zatrzymywało. Resztkami sił wymamrotałam.
- Jass m-miała wy-wypadek…
Ciocia opadła cała blada o auto. Momentalnie dłonie jej
zaczęły drżeć. To chyba u nas rodzinne.
- Proszę jedźmy już…- błagałam cicho
- Który to szpital?
- Ten na Midlle street…
- To jakieś czterdzieści minut drogi z stąd….- Maia lekko
się uspokoiła choć nadal była zdenerwowana.- Wsiadaj, nie mam czasu do
stracenia.
We dwie szybko wsiadłyśmy do samochodu i odjechałyśmy. Całą
drogę spędziłyśmy w ogromnej ciszy i błaganiach o dobre wieści.
Witam ponownie :) Na wstępie powiem, że macie prawo być na mnie źli. Dawno nic nie dodawałam, ale musicie zrozumieć, że druga klasa nie jest taka łatwa. Będę szczera i powiem, że przez te wszystkie sprawdziany nie chciało mi się w ogóle nic napisać ! No dobrze ale chyba wrócę do formy. Teraz jestem "chora" więc mam więcej czasu, ale już muszę nadrobić 3 sprawdziany i 2 kartkówki :C Mam nadzieje, że mi wybaczycie?
15 komentarzy następny rozdział
Wierzę w was :)
Życzę miłego weekendu :)
Pozdrawiam
Natallie <3